Pokój pomalowany na różowo, ciuszki dziewczęce kupione. Jeszcze tylko brakowało laleczek i kucyków...chyba bym się załamała gdybym je kupiła. A mąż mówił: "Nie kupuj różowych ubranek!"...ale na różowy pokój się zgodził, menda jedna :P. Dopiero niedawno (a chłopcy mają już 17 mies.) przemalowaliśmy go na grafitowy, bardziej chłopięcy hehe.
Większym problemem było dla nas raczej wymyślenie imion dla chłopców (no bo jak to, przecież od początku miała być Nadia i Lenka). Już nie pamiętam dokładnie jakie nam chodziły po głowie, ale na pewno braliśmy pod uwagę Adasia, Kamila<----- i tak zostało, Dawida, Mateusza, Szymona albo Łukasza chyba.
W końcu przyzwyczaiłam się do myśli, że będę miała w domu trzech chłopców, w tym dwóch rozbójników i jedno duże dziecko ;).
Około 29 tygodnia po wizycie u mojego lekarza zostałam powiadomiona o tym, że muszę przyjechać do szpitala w którym będę rodzić w celach sprawdzających albo co gorsza po to by już tam zostać.
Pamiętam, że była już wtedy straszna zima, pełno śniegu a ja z wielkim brzuchem pojechałam pociągiem do cioci i wujka, którzy mieszkają kilkanaście kilometrów od szpitala w Poznaniu. W pociągu ok, ścisku nie było, więc i o miejsce nie trzeba było się prosić. Najgorsze chwile grozy przeżyłam jednak podczas wysiadania (na samą myśl aż mi słabo). Nie mogłam otworzyć drzwi i nie było nikogo do pomocy (polskie koleje :/), pchałam tak długo aż się otworzyły a wtedy pociąg zaczął już ruszać. Pobiegłam z tym brzuchem razem z pociągiem i całe szczęście cudem nie wylądowałam na śniegu. Ciotka była blada z nerwów jak to zobaczyła...a ja, ja dziękuję Bogu, że wtedy w jakiś sposób uchronił mnie przed upadkiem, bo mogło to się na prawde źle skończyć...
Większym problemem było dla nas raczej wymyślenie imion dla chłopców (no bo jak to, przecież od początku miała być Nadia i Lenka). Już nie pamiętam dokładnie jakie nam chodziły po głowie, ale na pewno braliśmy pod uwagę Adasia, Kamila<----- i tak zostało, Dawida, Mateusza, Szymona albo Łukasza chyba.
W końcu przyzwyczaiłam się do myśli, że będę miała w domu trzech chłopców, w tym dwóch rozbójników i jedno duże dziecko ;).
Około 29 tygodnia po wizycie u mojego lekarza zostałam powiadomiona o tym, że muszę przyjechać do szpitala w którym będę rodzić w celach sprawdzających albo co gorsza po to by już tam zostać.
Pamiętam, że była już wtedy straszna zima, pełno śniegu a ja z wielkim brzuchem pojechałam pociągiem do cioci i wujka, którzy mieszkają kilkanaście kilometrów od szpitala w Poznaniu. W pociągu ok, ścisku nie było, więc i o miejsce nie trzeba było się prosić. Najgorsze chwile grozy przeżyłam jednak podczas wysiadania (na samą myśl aż mi słabo). Nie mogłam otworzyć drzwi i nie było nikogo do pomocy (polskie koleje :/), pchałam tak długo aż się otworzyły a wtedy pociąg zaczął już ruszać. Pobiegłam z tym brzuchem razem z pociągiem i całe szczęście cudem nie wylądowałam na śniegu. Ciotka była blada z nerwów jak to zobaczyła...a ja, ja dziękuję Bogu, że wtedy w jakiś sposób uchronił mnie przed upadkiem, bo mogło to się na prawde źle skończyć...
Z utęsknieniem czekam na ciąg dalszy. Pozdrowienia dla Was!
OdpowiedzUsuń