czwartek, 27 czerwca 2013

Ciąża służy...

Dni mijały a brzuszek robił się coraz większy. Kopanie chłopców było czymś na co każdego dnia wyczekiwałam naokrągło :). Raz z jednej stuk, raz z drugiej puk- piękne! A ruszali się, ojj ruszali! Któregoś dnia jeden z chłopaków utknął pod moim jednym żebrem i tam już został- a przynajmniej takie już miałam wrażenie. Ból i ucisk był do wytrzymania oczywiście, ale ciągle siedziałam z ręką wsadzoną pod żebro, bo jakoś tak mi było wygodniej :P.
Tak w ogóle w ciąży czułam się niesamowicie. Czułam, że jestem piękna! Moje włosy, skóra i paznokcie wydawały się mocniejsze, ładniejsze. Mimo ciężaru jaki musiałam nosić nie doskwierały mi silne bóle głowy czy inne "skutki uboczne" charakterystyczne dla ciąży. Mimo, że pod koniec musiałam trochę bardziej się oszczędzać, bo szyjka zaczęła się skracać bardzo miło wspominam ten okres gdy mogłam głaskać się po brzuchu, mówić i śpiewać moim dzieciom ukrytym w cieplutkim łonie.
A to właśnie ja z różnych etapów ciąży:





piątek, 10 maja 2013

Adaś? Kamil? A może Mateusz?

Pokój pomalowany na różowo, ciuszki dziewczęce kupione. Jeszcze tylko brakowało laleczek i kucyków...chyba bym się załamała gdybym je kupiła. A mąż mówił: "Nie kupuj różowych ubranek!"...ale na różowy pokój się zgodził, menda jedna :P. Dopiero niedawno (a chłopcy mają już 17 mies.) przemalowaliśmy go na grafitowy, bardziej chłopięcy hehe.
Większym problemem było dla nas raczej wymyślenie imion dla chłopców (no bo jak to, przecież od początku miała być Nadia i Lenka). Już nie pamiętam dokładnie jakie nam chodziły po głowie, ale na pewno braliśmy pod uwagę Adasia, Kamila<----- i tak zostało, Dawida, Mateusza, Szymona albo Łukasza chyba.
W końcu przyzwyczaiłam się do myśli, że będę miała w domu trzech chłopców, w tym dwóch rozbójników i jedno duże dziecko ;).
Około 29 tygodnia po wizycie u mojego lekarza zostałam powiadomiona o tym, że muszę przyjechać do szpitala  w którym będę rodzić w celach sprawdzających albo co gorsza po to by już tam zostać.
Pamiętam, że była już wtedy straszna zima, pełno śniegu a ja z wielkim brzuchem pojechałam pociągiem do cioci i wujka, którzy mieszkają kilkanaście kilometrów od szpitala w Poznaniu. W pociągu ok, ścisku nie było, więc i o miejsce nie trzeba było się prosić. Najgorsze chwile grozy przeżyłam jednak podczas wysiadania (na samą myśl aż mi słabo). Nie mogłam otworzyć drzwi i nie było nikogo do pomocy (polskie koleje :/), pchałam tak długo aż się otworzyły a wtedy pociąg zaczął już ruszać. Pobiegłam z tym brzuchem razem z pociągiem i całe szczęście cudem nie wylądowałam na śniegu. Ciotka była blada z nerwów jak to zobaczyła...a ja, ja dziękuję Bogu, że wtedy w jakiś sposób uchronił mnie przed upadkiem, bo mogło to się na prawde źle skończyć...

poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Rośniemy, rośniemy...

Ponoć charakterystycznym zjawiskiem przy ciąży bliźniaczej jest podwojenie wszelkich negatywnych objawów typu wymioty, mdłości, zawroty głowy itp. U mnie nic takiego na całe szczęście nie miało miejsca. Zdarzyło się zaledwie kilka razy, że poczułam się słabo czy też było mi niedobrze.
Ciąża była dla mnie okresem wyczekiwania w radości, choć nie powiem, że nie zdarzały się i smutki.
Mój mąż miał zły czas i o dziwio to, że byłam w ciąży nie wpłynęło na niego pobudzająco by coś zmienić w swoim stylu życia...całe szczęście, że już po porodzie zrozumiał co to znaczy być odpowiedzialnym rodzicem.
Pierwsze ruchy moich dzieci (jednego z nich?) poczułam na weselu kuzynki męża ;). Brzuszek był już dość pokaźny a było to około 19 tygodnia. W pewnym momencie blisko pępka poczuliśmy bardzo twarde "coś". Uznaliśmy, że to na pewno jest główka. Potem każdego kolejnego dnia przekonywałam się, że to na prawde są ruchy moich dzieci, że w końcu je czuję i że jest to niesamowite!
Od początku ciąży mówiliśmy z mężem, że będzie Lenka...potem doszła do niej Nadia :). Potwierdził to mój lekarz, najpierw około 20 tygodnia a także 2 tygodnie później.
Dzieci rosły, rozwijały się prawidłowo; szyjka trzymała- postanowiliśmy więc wykorzystać dobry moment i upamiętnić naszą ciążę na lepszym sprzęcie. Poszliśmy więc do innego lekarza na usg 3d.
Siedząc w poczekalni zadałam mojemu mężowi pytanie: "A co, jeśli okaże się, że to jednak będą chłopcy?"...on nie zdążył odpowiedzieć gdy weszłam mu w słowo i powiedziałam: "Nie, to niemożliwe przecież! ;)".
Weszliśmy do gabinetu, przygotowałam się do badania i co usłyszałam?
"Proszę spojrzeć, widzi Pani? Tutaj mamy chłopca"...yyy przemilczałam, bo pomyślałam, że pewnie się pomylił i już drugie dziecko będzie na pewno dziewczynką, ale przy sprawdzaniu drugiej dzidzi potwierdził tylko swoje słowa. Widzi drugiego chłopca. WYRAŹNIE.
Tak oto wyglądały na tamtą chwilę moje syny (a właściwie ich przyrodzenie zaznaczone krzyżykami hehe):

czwartek, 25 kwietnia 2013

Dotrwać do 12 tygodnia!

Gdy już udało nam się lekko ochłonąć po informacji, że będą bliźniaki zapytaliśmy czy wiadomo już coś więcej na temat ciąży. Nie jestem pewna czy od razu na pierwszej wizycie u mojego "nowego" lekarza powiedział, że ciąża jest jednokosmówkowa, ale gdy zaczęłam szperać w necie przeraziłam się...
Pamiętam gdy mówiłam jeszcze wtedy narzeczonemu- "posłuchaj, to straszne, ale prawdziwe. tylko 1/3 ciąż bliźniaczych jednoowodniowych kończy się pełnym sukcesem, w 1/3 takich ciąż przeżywa tylko jedno dziecko a w pozostałej 1/3 oboje umierają..". Brzmiało to strasznie i to jaki w sobie miałam wtedy lęk jest nie do opisania. Lecz była też we mnie nadzieja, która mimo tego, że już nie raz w najważniejszych momentach zawodziła, tym razem pokonała strach.
Liczyłam godziny do kolejnej wizyty. Każdy dzień był długi i męczący, bo przecież nie wiedziałam co się dzieje z moimi dziećmi. 17 czerwca byłam w 11 tygodniu ciąży. Okazało się, że moje dzieci są przedzielone ścianą, mają dwa osobne pokoiki. Nie potrafiłam ukryć mojej radości! Ciąża była bezpieczniejsza! Jest dwuowodniowa! Wiedziałam już też, że dzieci na pewno będą jednej płci.
Podczas oczekiwania na wizyty nie zaobserwowałam u siebie niepokojących objawów; jedynie upławy, ale bez żadnej krwi, więc starałam się być w miarę spokojna i wszystko na bieżąco opowiedziałam lekarzowi. Od tej pory co 3-4 tygodnie pojawiałam się zarówno w laboratorium na pobranie krwi jak i u mojego ginekologa...

wtorek, 2 kwietnia 2013

Jeden zarodek...

Dokładnie w 7 tygodniu mojej ciąży lekarz potwierdził pikające serduszko. Z maleństwem było wszystko ok, ale zdziwił mnie mówiąc, że widzi tam jeszcze drugi zarodek, który powinien się wchłonąć.
Moje maleństwo wyglądało tak:


Lekarz powiedział też, że dzieje się tak w 30 % przypadków i w ogóle mam się tym nie przejmować. Łatwo mówić...
Wystraszona tym, że jednak może to jakoś wpłynąć na dalszy przebieg ciąży dowiedziałam się od szwagierki, że zna dobrego lekarza, który potwierdzi mi to co powiedział pierwszy lub temu zaprzeczy.
Pojechaliśmy więc do niego w trójkę (z tych całych nerwów zabrałam ze sobą nawet teściową!) i jakie było nasze zdziwienie gdy lekarz robiący USG ze stoickim spokojem powiedział nam: "Dziecko rozwija się prawidłowo, tutaj widzi Pani serduszko a tu...drugie! Będziecie mieli Państwo bliźniaki!".


Reakcja? Wow! Czy to możliwe? Przypadek? Przecież u nas nie ma bliźniąt w rodzinie. No i zaczęło się lawinowe wyszukiwanie u doktora Google wszystkiego na temat bliźniąt.
Teraz może moment na wyjaśnienie nazwy bloga, bo fakt faktem może wydawać się niejasna.
To co teraz napiszę jest tylko moją fantazją, ale chcę wierzyć w to, że tak jest i że jest w tym ziarno prawdy.
Mój mąż miał 9 lat gdy zmarł mu tata, ja 16 gdy straciłam mamę i myślę, że ten cały przypadek, że jakimś cudem mamy dwóch wspaniałych synów jest wynagrodzeniem za to, że nie mieliśmy któregoś z rodziców.
Myślę sobie, że oni troszkę pomogli i mamy teraz najpiękniejszy z cudów świata :).


poniedziałek, 1 kwietnia 2013

K+A=K+A

Po pierwsze- każdy kto wejdzie na tego bloga nie znajdzie tu wyidealizowanych obrazków z życia 4-osobowej rodziny, w której dzieci są wychwalane pod niebiosa i są ósmym cudem świata. Nie będzie tu pięknych zdjęć wykonanych lustrzanką z jakimś tam obiektywem na których się kompletnie nie znam i na które mnie najzwyczajniej w świecie nie stać. Nie znajdziecie tu tez porad dotyczących wychowywania bliźniąt ani ogólnie dzieci, gdyż uważam, że nadal się uczę na swoich błędach i nie będę doradzała nikomu, bo nie mam w tym temacie zbyt dużego doświadczenia. Ot co...
Może teraz bardziej na temat:
Jestem Ola, posiadam bliźnięta jednojajowe o imionach Kamil i Adam. Ich tatą jest Kuba- mój tak zwany mąż. Jesteśmy trochę świrnięci i pokręceni, ale jakoś dajemy sobię radę bez pomocy innych rąk (no czasami się zdarzy, że do popilnowania dzieci przydaje się teściowa), i najbardziej przydatny jest właśnie wspomniany małż, który nie dość, że jest dobrym tatusiem to jeszcze w miarę dobrze sprawuje się jako moja druga połowa :). Blog jednak w główniej mierze ma dotyczyć naszych "kochanych" dzieciaczków, więc może kilka słów o nich. 
Stworzeni zostali przez nas (matko, jak patetycznie to zabrzmiało :P) na wygnaniu, tzn. nie u siebie, no obcym łożu heheh. Po wielkich kłótniach i niesnaskach tak się godziliśmy, że stało się jak się stało. Okres wyjątkowo spóźniał się, więc i na teście były dwie kreski. Załamanie? Tragedia? Nic z tych rzeczy. Była radość, ale i obawa wiadomo. Pierwsza wizyta bez usg potwierdziła tylko 5 tydzień ciąży...